Myślę, że gościa dzisiejszego wpisu nie trzeba przedstawiać. Każdy z nas go dobrze zna. Proszę się nie śmiać. Wyszedł troszkę koślawy, ale Leoś dał dziś popalić, poszedł późno spać, a ja się nie wyspałam. Ale przecież nie mogłam pójść po prostu spać. Dzień bez stukotu maszyny jest dniem straconym ( czy ja mówię jak osoba uzależniona?? ). Mąż nazywa mnie pieszczotliwie " Delirka" jak nie siądę do maszyny przez dłużej niż 24 godziny.
Tak więc nie ma to tamto, musiałam coś uszyć. Ciągle tylko ciuszki, czapki, kominy, kocyki itp. Potrzebowałam małej odmiany :) Myślałam, myślałam i wymyśliłam.
Oto bohater dzisiejszego wpisu :D
Przepraszam, ale będzie tylko jedno zdjęcie. Komórka mi się rozładowała jak miałam robić sesję. Zdychała w torebce od popołudnia, ale zapomniałam o niej całkowicie.
Micky powstał z czarnego polaru i filcu. Wypełnienie kulką silikonową :) Każda z części twarzy jest indywidualnie przyszyta. Musiałam też troszkę poszyć ręcznie. Ucierpiał na szczęście tylko jeden palec :) Zdolna jestem. Wbiłam sobie igłę tępa końcówką w palec na jakiś centymetr. A zauważyłam to tylko dlatego, że prawie dotykałam materiału palcem, ale ostrze igły było tylko ledwo widoczne. " Brawo JA ". Na szczęście obyła się bez rozlewu krwi. Tylko odrobina bólu. Jak to się mówi "do wesela się zagoi" :)
Pozdrawiam
Świetny Miki, a wypadek z igłą - każdemu się zdarza, aczkolwiek to nie przelewki, także przez wzgląd na mnóstwo kolejnych wpisów proszę na przyszłość o większą ostrożność :)
OdpowiedzUsuń